Mam 31 lat i ponad połowę swojego życia spędziłam na podróżowaniu. To moje uzależnienie, dzięki niemu oddycham. Czasem wydaje mi się, że świadomość tego, że za chwilę mam gdzieś wyruszyć, pomaga mi przetrwać trudne chwile. Bo nie czarujmy się, ale podczas wojaży człowiek zapomina o bożym świecie, skupiając się na tym, co widzi w danej chwili. Dlatego przez każdą eskapadą wręcz nie mogę usiedzieć w miejscu, a w noc ją poprzedzającą nie mogę zasnąć.

Wiele osób pytało się mnie, dlaczego jadąc gdzieś, wybieram najtańsze miejsca noclegowe. Okej, przyznaję, że na początku dokonywałam takiego, a nie innego wyboru ze względów finansowych (intensywne podróżowanie zaczęło się na studiach, a wiadomo, że studenci do najbogatszych nie należą). Jednak dość szybko przekonałam się, że spanie w hostelach jest dużo lepsze od eleganckich hoteli, czy kwater. Nigdy w życiu lecąc do Meksyku lub Ekwadoru, nie zabookowałabym miejsca w 5-gwiazdkowym hotelu, nawet gdyby mnie było na to stać i to nie z powodu węża w kieszeni. Mogę śmiało powiedzieć, że 80% wrażeń doznanych w obcym miejscu zawdzięczam pobytom w tanich punktach noclegowych. W ekskluzywnym hotelu możesz iść na drinka z bogatymi sąsiadami mieszkającymi w pokoju obok. W hostelu możesz porozmawiać z kompanem śpiącym nad tobą i wymienić się z nim doświadczeniami. Przyzwyczajając się do zwyczajnych, standardowych warunków pragniemy bardziej wtopić się w kulturę danego państwa. Przestajemy obawiać się chodzenia mniej znanymi uliczkami, zbaczania ze szlaku, ujrzenia tego, jak ludzie żyją w biednych dzielnicach na obrzeżach miast.

Nie twierdzę, że zatrzymanie się w luksusowym apartamencie wyklucza wszystkie te rzeczy, ale moim zdaniem w większości przypadków niesie za sobą podążanie utartymi drogami wymienianymi w przewodnikach turystycznych.

Jest jeszcze jeden ważny dla mnie powód spędzania nocy w hostelach i dormach. Płacę za pokój mniej, ale nie po to, aby przywieźć resztę pieniędzy do domu i chwalić się na prawo i lewo, jak to mało wydałam na ostatnim wyjeździe. Podczas wypraw nie mam litości – zawsze wracam z pustym portfelem. Dużo bardziej preferuję zwiedzanie aktywne. Pobudka o 8 rano, powrót o 22. Mycie się, ewentualnie pogaduchy w kuchni i lulu. Traktuję hostel, jako bazę noclegową, w której spędzam raptem 10 godzin na dobę, z których większość stanowi sen. Wystarczy mi łóżko nawet ze wklęsłym materacem. Zaoszczędzone na noclegu pieniądze mogę przeznaczyć na pamiątki i dodatkowe atrakcje. Nie jestem skąpa – jestem ciekawa świata. Zawsze wydaję tyle samo kasy, ale nabieram więcej doświadczeń. W każdej chwili mogę przywołać ich niezliczoną ilość, bo zostaną one we mnie na zawsze.