Dziwi mnie czasami fakt, że polski turysta, który wykupił pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu ma kłopot z odpowiednim zachowaniem się i dostosowaniem do ogólnie przyjętych standardów. Polacy za granicą to naród smutny.

Owszem, potrafi się bawić i żartować, lecz wyłącznie we własnym gronie. Taka już nasza przypadłość narodowa, że niezbyt potrafimy okazywać emocje i zachowywać się odpowiednio w pewnych sytuacjach. Pomijając ogólny brak kultury, bardzo często szokuje strój naszych turystów. Oprócz tego lekceważenie tradycji lokalnych dotyczących ubrania w krajach islamskich to po prostu brak wyczucia. Mimo tego, że coraz częściej wybieramy się w dalekie zakątki świata to wykorzenienie pewnych cech narodowych jest zadaniem niezwykle trudnym, a czasami mam wrażenie, że nieosiągalnym. Nietolerancja Polaków, którzy wszystkie normy odbiegające od krajowych uznają za niedopuszczalne jest chyba cechą najbardziej rzucającą się w oczy.

Zdarza się, że polscy turyści czasami nie mają w ogóle pojęcia w jakim kraju przebywają, nie interesują ich zabytki. Liczy się ilość zrobionych zdjęć. Ludzie nie chcą poznawać nowych kultur, tylko robić zakupy. Wśród polskich turystów panuje przekonanie, że skoro zapłacił za wyjazd to nie musi dostosowywać się do zasad i liczyć się z kimkolwiek. Polak wyjeżdżając na urlop pozbywa się wszelkich hamulców i wychodzą z niego najgorsze cechy. W czasie zwiedzania nie zwraca uwagi na informacje, które są przekazywane, bo przecież wie więcej niż przewodnik. Nie dotyczy go zakaz fotografowania w miejscach niedozwolonych, przestrzeganie ciszy nocnej. Polacy są oburzeni, gdy kojarzeni są z wódką i pijaństwem. Prawda jest jednak taka, że każdy pretekst jest odpowiedni, aby się napić. Nie zawsze jednak pijany, i awanturujący się turysta okazuje się być Polakiem.

Nie każdy Polak za granicą zakłada skarpety do sandałów, bierze zapasy z hotelowej restauracji do pokoju, nie zostawia napiwków i żąda luksusów, wydając za wakacje 1500 zł. Stereotypów o naszych rodakach nie brakuje, róbmy więc wszystko, aby było ich coraz mniej.